Witam!
Przepraszam, że od dawna nie napisałem nowego artykułu, ale cały lipiec byłem poza domem na różnorakich wyjazdach wakacyjnych. :)
Na początek chciałem wypowiedzieć się na temat mojego pierwszego wyjazdu, podczas którego udałem się do Warszawy. Lecz czemu o tym mówię? Głównym powodem jest mój udział w XXII Festiwalu Mozartowskim organizowanym przez Warszawską Operę Kameralną.
Pojawiłem się na trzech koncertach z każdego rodzaju obecnego podczas festiwalu: koncercie chóralnym, operze i koncercie symfonicznym.
Na pierwszym z nich miałem przyjemność słuchać sławnego Requiem d-moll w Kościele Seminaryjnym na Krakowskim Przedmieściu. Naprawdę, nie mogłem skrytykować jakiegokolwiek elementu wykonania tego dzieła, ponadto uważam, że owacje na stojąco po koncercie były zasłużone. :)
Partia basso continuo (obecna jeszcze w niektórych religijnych utworach Mozarta) nie była wykonana na organach kościelnych (które miałem później okazję usłyszeć w pełnej okazałości na koncercie organowym niezwiązanym z omawianym festiwalem :) ), lecz na uroczym, małym, starym pozytywie o pięknym dźwięku.
Następnym wydarzeniem było przedstawienie operowe przy Teatrze Opery Kameralnej przy Alejach Solidarności. Wystawiana opera to "Uprowadzenie z Seraju".
Mozart jest moim ulubionym kompozytorem operowym, ponieważ łączy mistrzostwo muzyczne z całkiem zabawną treścią literacką. :) Tak było i tym razem - jeśli chodzi o inscenizację i wykonanie dzieła, nie mogłem narzekać.
Miałem też po raz pierwszy w życiu okazję zagrać na klawesynie - jeden stał na operowym korytarzu. Niestety, dźwięki instrumenty wezwały z parteru Panią bileterkę, która nie omieszkała zwrócić mi uwagi, że na tym klawesynie nie wolno grać. :)
Koncert symfoniczny miał miejsce w Sali Wielkiej warszawskiego Zamku Królewskiego. Repertuar obejmował dwie mozartowskie symfonie: D-dur KV338 oraz C-dur KV551 ("Jowiszowa") oraz motet "Exsultate, iubilate" KV165. Znów zwróciłem uwagę na mały pozytyw wykorzystywany podczas wykonania motetu. :) Ten, choć nie był tak stary, jak ten, o którym pisałem wcześniej, także doskonale brzmiał, o czym można było się przekonać w trakcie recytatywu. Tutaj mógłbym się przyczepić do jednej rzeczy - dźwięk obojów był nieco zbyt głośny i słyszalny, nie zlewał się z resztą akompaniamentu. Mogło to być jednak spowodowane tym, że wykorzystane były instrumenty zgodne ze standardami epoki, trochę prymitywniejsze od współczesnych. Oprócz tego, wszystko było w porządku. :)
Niestety, XXII Festiwal Mozartowski skończył się już jakiś czas temu. Na dodatek możliwe, że już więcej się od nie odbędzie (z powodów finansowych). Mam więc nadzieję, że Warszawska Opera Kameralna otrzyma odpowiednie wsparcie i będzie nadal działała.
Ale teraz główny temat tego wpisu - zauważyłem, że w nadchodzącym sezonie artystycznym w warszawskiej Filharmonii Narodowej odbędzie się wiele ciekawych (przynajmniej dla mnie :) ) koncertów i chciałem zachęcić czytelników do wzięcia w nich udziału.
Pierwszy odbędzie się dziewiętnastego października i będzie to gościnny koncert Orkiestry Filharmonii Poznańskiej. Pierwszą pozycję zajmuje IV Koncert fortepianowy f-moll niezbyt znanego dziś kompozytora pochodzącego z Szamotuł (gdy jeszcze należały do Prus) - Ksawerego Scharwenki. Jako że nie jestem wielkim znawcą romantycznych koncertów fortepianowych, nie jest on w tym wypadku w centrum mojej uwagi (choć całkiem mi się podoba po kilku przesłuchaniach). Jest w nim za to dość znane (słusznie z resztą) dzieło brytyjskiego kompozytora Gustava Holsta - Planety. Niedawno po raz pierwszy przesłuchałem całej suity i uznałem ją za wspaniałą. :) Uważam ponadto, że choć utwór ten jest sławny, to mogę go tu opisać w ramach przedłużenia wpisu. ;)
Suita, składająca się z siedmiu części, powstawała w latach 1914-1916, kiedy kompozytor zafascynował się astrologią. Należy więc zwrócić uwagę, że owe tytułowe planety mniej oznaczają ciała niebieskie, a bardziej rzymskich bogów (np. z tego właśnie powodu nie ma w suicie Ziemi). Utwór został napisany na wielką orkiestrę, w tym dwa dość rzadkie instrumenty - flet altowy oraz obój basowy (jestem ciekaw, czy będą one użyte podczas październikowego wykonania). Teraz zajmijmy się każdą częścią z osobna, korzystając z poniższego nagrania Andrè Previna i Royal Philharmonic Orchestra:
1. I Mars, Zwiastun Wojny - to chyba najbardziej znana część "Planet". Budzi ona skojarzenia, jakoby Holst przeczuwał nadejście I wojny światowej, która jeszcze nie wybuchła, gdy pisał ten utwór. Zaczyna się on cicho, od militarnego rytmu w rzadko spotykanym metrum 5/4, wystukiwanego na kotłach i smyczkach con legno - oznacza to, że smyczek odwraca się i uderza drzewcem o struny. Wydaje to dźwięk porównywany do dźwięku ksylofonu. W tle można usłyszeć werbel na wielkim gongu - tam-tamie. Po chwili rogi i fagoty wprowadzają krótki motyw (0:06), jakby złowieszczy, który podejmują instrumenty dęte drewniane. Po mini-punkcie kulminacyjnym motyw ten znów prezentują puzony (0:32), a stopniowo przejmuje cała orkiestra. Wówczas słychać majestatyczne akordy na tle wciąż wyraźnie słyszalnego rytmu (1:06). Następnie (1:21) pojawia się jakby wznoszący się motyw grany na rogach, a później (1:42) przez niemal całą orkiestrę. Po kulminacji słyszymy jakby drwiącą melodię na tubie ozdobioną fanfarami trąbek (2:09), którą przejmują skrzypce i flety. Następnie pojawia się ona w partii trąbki, ale akompaniujące jej akordy są dysonansowe i niepokojące (2:42). Po masywnym akordzie tutti (3:03) pojawia się cichy, wolny, wznoszący się motyw, który pojawił się już wcześniej, tym razem przy słabym rytmie na werblu. Na początku motyw znajduje się w niskim rejestrze, ale podejmują go pozostałe instrumenty (3:29) nie zmieniając głośności - wykorzystany jest efekt całej orkiestry grającej cicho. Napięcie jednak narasta, słyszymy wyraźne crescendo, aż w końcu chyba najgłośniejszy i jakby najpotężniejszy fragment całego utworu - cała orkiestra (a będąc precyzyjnym, wyłączając kontrafagot, bęben wielki i gong) wygrywa znany nam już rytm (4:17). Potem (4:23) słyszymy złowieszczą melodię graną w o wiele większym składzie instrumentalnym niż na samym początku. Wkrótce wraca drwiąca melodia (5:05) i wznoszący się motyw (5:23). Ten fragment kończy potężny akord, w którym biorą udział także organy (6:12) i po którym następuje jakby chwilowe spowolnienie akcji. To jednak nie koniec! - za chwilę (6:40) słychać szybkie, wznoszące się dźwięki smyczków, do których dołączają instrumenty dęte drewniane i prowadzą do dysonansowych, jakby przerażających akordów (6:49), przeplatanych z pauzami, przez co nie wiadomo, czy to już koniec, czy jeszcze zabrzmią. Ostatecznie tę część kończą niskie, masywne dźwięki połączone z werblem na kotłach (7:12).
2. II Wenus, Zwiastun Pokoju - to moim zdaniem najpiękniejsza część i jedna z moich ulubionych. :) Rozpoczyna się ona cichym solo na rogu (7:22), które rzeczywiście kojarzy mi się z przestrzenią kosmiczną (choć, przypominam, w rzeczywistości ta część obrazuje boginię Wenus, nie planetę Wenus ;) ). Dołączają do niego lekkie, wysokie akordy fletów i obojów, a następnie fletów i klarnetów. Po tej introdukcji wiolonczele i kontrabasy (8:04) wprowadzają we fragment, w którym przy kołyszącym akompaniamencie harp, cichych rogów i fletów brzmi jakby rajska melodia zaakcentowana dźwiękami dzwonków, a zaraz potem zagrana na czeleście. Za chwilę wraca melodia z samego początku (8:47), ale przechodzi we wznoszące się pasaże na wiolonczeli (9:11), które prowadzą do zaakcentowanego akordu, z którego wyłania się melodia grana na skrzypcach solo z akompaniamentem obojów (9:31). Następnie melodia brzmi w połączonych pierwszych i drugich skrzypcach, a tło stanowią akordy waltorni (9:44), do których dołączają oboje i klarnety. Później słyszymy solo oboju z akompaniamentem fletów (10:18), a po nim przetworzoną, opadającą melodię graną znów na skrzypcach. Po chwili znów wracają skrzypce solo (10:47). Następnie słychać rozmowę krótkiego, sentymentalnego motywu granego na oboju (11:12) z wcześniej już słyszanym motywem granym po raz pierwszy na klarnecie, a po raz drugi - na altówkach. Prowadzi ona do kulminacji - melodii słyszanej przez nas wcześniej w wykonaniu oboju, tym razem w partiach smyczków i fletów (11:48), której odpowiada wiolonczela solo. Po tym słyszymy znów rajskie akordy harf z początku części (12:08), tym razem połączone z fagotami, rogami i klarnetami. Po cichym dźwięku czelesty znów słychać piękne solo waltorni (12:39), które jednak przejmuje flet, a akompaniują już nie flety i oboje czy klarnety, ale wysokie dźwięki skrzypiec z tłumikami (grane tylko przez połowę instrumentalistów). Zaraz potem pojawiają się wznoszące się pasaże na wiolonczeli solo (13:01), które kończy zaakcentowany akord, przechodzący w melodię na skrzypcach z trzymanymi dźwiękami fletów. Jest podobna do tej, granej przy początku przez skrzypce solo. Po niej słyszymy spokojne akordy fagotów z melodią na rogu, do których dołączają smyczki i wiolonczela solo ze znanym nam już, opadającym motywem (13:47). Za chwilę powracają akordy z samego początku części (14:01), które prowadzą tym razem do kołyszących, rajskich akordów połączonych z pasażami granymi na harfie i pojawiających się też w partiach innych instrumentów. Napięcie wzrasta razem z podnoszącą się melodią, ale rozwiązuje się spokojnie, cicho (14:59), początkowymi akordami, przy których brzmią ozdobniki wykonywane na czeleście. Akordy, stopniowo zwalniając, kończą utwór.
3. III Merkury, Skrzydlaty Posłaniec - ta część jest utrzymana w najszybszym tempie; zauważyłem to, gdy próbowałem przy słuchaniu śledzić partyturę. :) Zaczyna się szybkimi, lekkimi pasażami na instrumentach dętych drewnianych i smyczkach, na przemian wznoszącymi się i opadającymi (16:00). Mają one jakby żartobliwy charakter. Prowadzą one do wysokiego trzymanego dźwięku na skrzypcach (16:27), przy którym słychać ozdobne akordy harf i czelesty. Skrzypce zaczynają grać skoczny rytm, przy którym słyszymy akordy instrumentów dętych drewnianych i smyczków, czasem delikatne, a czasem donośne. Następnie rytm słychać w dzwonkach (16:43). Donośne akordy powtarzają się, aż w końcu przechodzą do partii harfy, przekształcając się w akompaniament dla melodii skrzypiec solo (17:02), granej następnie przez obój, flet, czelestę, klarnet, drugie skrzypce, do których dołączają w końcu pierwsze skrzypce, tworząc punkt kulminacyjny (17:39). Melodia powoli zanika, a znienacka pojawiają się pasaże z początku utworu (17:58). Prowadzą one w cichy szum smyczków (18:25) i gwar instrumentów dętych drewnianych. Cały ten chaos przechodzi w rozmowę wcześniej słyszanych motywów: delikatnych akordów czelesty i wówczas donośnych, a teraz jakby zadziornych dźwięków fletów na tle cichych uderzeń w kotły (18:59). Pojawiają się też motywy zaczerpnięte z początkowych pasaży oraz znana nam już melodia (19:12), grana najpierw na flecie piccolo, później na skrzypcach (solo i tutti). Znów słyszymy lekkie pasaże prowadzące do wysokiego trzymanego dźwięku skrzypiec (19:37). Na jego tle pojawiają się dźwięki czelesty, niskich smyczków, harfy, potem kontrafagotu i kontrabasu, aż wreszcie żartobliwe staccato instrumentów dętych drewnianych i pizzicato smyczków kończy utwór.
4. IV Jowisz, Zwiastun Wesołości - ten fragment zaczyna się wirującymi dźwiękami skrzypiec (19:52), na których tle słychać majestatyczną fanfarę waltorni. Wkrótce do skrzypiec dołączają pozostałe smyczki i wysokie instrumenty dęte drewniane, a melodię przejmują instrumenty basowe z kotłami. Potem znów słyszymy melodię, nieco przetworzoną, graną przez całą orkiestrę (2:18), a następnie wołanie rogów. Echo fanfary słychać w partiach smyczków oraz klarnetów i fagotów, a rogi w charakterystycznej frazie zastąpiła trąbka. Motyw ten powtarza się i przekształca, aż w końcu przechodzi w jakby ociężały chorał waltorni, puzonów, tuby oraz smyczków (20:56). Potem słyszymy go znów, w jakże innej, lekkiej postaci, granego głównie przez instrumenty dęte drewniane z akcentami w partii dzwonków. Następnie pojawia się przetworzony chorał smyczków, brzmiący tym razem tajemniczo (21:20) i przeplatający się z wirującym świergotem fletów. Za drugim razem słychać go w obojach i fagotach. Potem zaś trąbki, naśladując początkową fanfarę, na tle wysokich akordów prowadzą do jakby tanecznej melodii w trójdzielnym metrum granej na rogach z krótkimi dźwiękami smyczków (21:37). Dołączają do nich pozostałe instrumenty, aż w końcu charakter fragmentu podkreślają dźwięki tamburyna. Napięcie wzrasta, aż w końcu rozładowują je głośne akordy (22:31). Po nich słyszymy ciche dźwięki instrumentów dętych drewnianych na delikatnym tle pizzicato wiolonczeli i altówek. Niespodziewane przechodzą one w nostalgiczną, bardzo brytyjską melodię graną przez waltornie i smyczki (23:04). Nie sposób nie wspomnieć, że została ona później wykorzystana do patriotycznego hymnu "I Vow to Thee, My Country". Stopniowo dołączają do niej pozostałe instrumenty, a po momencie kulminacyjnym zanika i słyszymy motyw wołania (24:50). Potem pojawia się żywa melodia grana na oboju i flecie piccolo, która przechodzi w wirowanie, przypominając początek utworu. Powtarza się kolejność występowania fragmentów: fanfara, ociężały chorał oraz taneczna melodia - tym razem rozpoczynają ją instrumenty dęte drewniane z dodatkiem dzwonków (26:37). Taniec jest coraz głośniejszy, dołącza się do niego tamburyn, aż przekształca się w lekki świergot wysokich smyczków i fletów oraz klarnetów, przy wtórze którego słychać lekko przetworzoną, nostalgiczną melodię hymnu (27:17). Napięcie nadal wzrasta, aż świergot przechodzi w energiczne non legato wysoko brzmiących instrumentów (27:34), na którego tle majestatyczna fanfara instrumentów dętych blaszanych połączona z uderzeniami w kotły zamyka utwór.
5. V Saturn, Zwiastun Starości - to podobno ulubiona część kompozytora i najbardziej przypominająca jego późniejszy styl. Rozpoczyna się ona od tajemniczych, kołyszących akordów fletów i harp (27:50). Na ich tle możemy usłyszeć niską melodię graną na kontrabasach (28:01), do których później dołączają pozostałe smyczki. Pojawia się też krótkie solo oboju (28:51), powtórzone następnie przez wiolonczele. Mamy też okazję poznać brzmienie oboju basowego (29:08). Po krótkim solo i akordzie w partiach rogów słyszymy ciche pizzicato wiolonczeli i kontrabasów. Jest ono tłem dla marszowej, żałobnej melodii granej przez trzy puzony (29:41). Dołączają do niej trąbki, a następnie rogi, smyczki i instrumenty dęte drewniane. Po tym marsz zmienia nieco charakter - grupa fletów z akompaniamentem harf, bardzo cichych kotłów i kontrabasów wprowadza motyw (30:58), do którego dołączają następnie inne instrumenty - smyczki wzmacniają tło, a melodię najpierw instrumenty dęte drewniane, a później blaszane. Muzyka staje się coraz głośniejsza, aż słyszymy niespodziewane uderzenia w dzwony rurowe, symbolizujące upływ czasu (32:32). Marsz powraca tylko na chwilę, aby zaraz ustąpić miejsca frenetycznym akordom i dzwonom, na których tle możemy usłyszeć melodię w niskim rejestrze - tę samą, którą mieliśmy okazję usłyszeć na początku części (32:50). Motyw z melodii powtarza się, gdy tempo maleje, a napięcie spada. Dzwony cichną i słyszymy tajemnicze dźwięki flażoletów na harfie (33:46). Znów prezentowana jest znana nam już linia melodyczna - najpierw na kontrabasach, później na instrumentach dętych drewnianych, na końcu zaś na smyczkach z towarzyszeniem pedałowych dźwięków organów. Można też dosłyszeć ciche, spokojne odgłosy dzwonów rurowych. Na sam koniec słyszymy ją w wysokim rejestrze przy akompaniamencie fletów i harf.
6. VI Uran, Magik - ta część zaczyna się krótkim motywem zaprezentowanym przez trąbki i puzony (36:32). Po nich powtarzają go tuby i słyszymy charakterystyczne uderzenia w kotły. Następnie pojawia się groteskowa figura fagotów (36:51), do których dołączają pozostałe instrumenty dęte drewniane, potem smyczki, aż wreszcie instrumenty dęte blaszane. Na tle trąbek i głośnego dźwięku talerzy można usłyszeć ksylofon (37:10). Groteskowa figura przeplata się z początkowym motywem. Potem muzyka staje się lżejsza, jakby żartobliwa (37:31). Pojawiają się sola instrumentów o podwójnych stroikach. Następnie pojawia się ciężka melodia grana na rogach i smyczkach (37:57), do których później dołączają instrumenty dęte drewniane i trąbki. Słychać też energiczne werble na tamburynie. Perkusja w tym utworze nadaje charakter specyficzny dla wschodnich magów. Po punkcie kulminacyjnym opada napięcie i powtarza się motyw znany nam z początku (38:34). Znów pojawia się groteskowa figura grana na fagotach, na której tle słyszymy gwałtownie opadające pasaże fletów i klarnetu (38:52). Po tym zaś powraca motyw w takiej samej instrumentacji, jak na początku utworu, który tym razem prowadzi do marsza z wyrazistymi dźwiękami kotłów. Nową, marszową melodię wprowadzają tuby (39:12). W tej sekcji możemy usłyszeć reminescencje poprzednio usłyszanych fragmentów, uderzenia w kotły z introdukcji, tamburyn, opadające pasaże instrumentów dętych drewnianych. Napięcie wzrasta aż do melodii dołącza większość instrumentów, w tym w koloryzujący ją ksylofon (40:11). W końcu zaś następuje punkt kulminacyjny (40:41) - w niektórych nagraniach możemy wyraźnie usłyszeć (w tym niestety mniej wyraźnie) potężne glissando grane na organowym pleno! Po nim następuje krótka, cicha sekcja - na tle trzymanych dźwięków smyczków pojawiają się dźwięki harf. Wkrótce powraca jednak figura fagotów (41:20) i początkowy motyw. Utwór kończą potężne akordy, które stopniowo nikną. Możemy jeszcze dosłyszeć zaczerpnięte z wolnej sekcji ciche dźwięki harp (42:03).
7. VII Neptun, Mistyk - to jedna z moich ulubionych części, bardzo tajemnicza i pasująca do tak odległej planety, jaką jest Neptun. Rozpoczyna się melodią graną na fletach (42:15). W tle słychać tremolo na harfie. Wkrótce jako tło dołączają skrzypce i altówki (43:10). Możemy usłyszeć też akordy czelesty. Melodia przekształca się w pasaże grane przez wszystkie instrumenty dęte drewniane. Następnie figury są grane przez smyczki i harfy na tle trąbek i puzonów (43:45). Instrumenty dęte drewniane grają ciche akordy na tle dźwięków smyczków, harp, czelesty i cichego werbla na talerzu, a później na kotłach (43:58). Skomplikowane figuracje kończą się (45:40) i słyszymy wznoszące się dźwięki, najpierw w partii wiolonczeli, następnie instrumentów o podwójnych stroikach. Po tym następuje najbardziej magiczny moment w suicie - wchodzi chór żeński (45:58); znajduje się on poza sceną, za kulisami, więc jego dźwięki wydają się odległe i ściszone. Na ich tle pojawiają się waltornie i melodia klarnetu, a później skrzypiec i fletów. Wznoszące się dźwięki tym razem słychać w chórze (46:40) na tle spokojnych fletów i flażoletów harf. Znów na chwilę powracają gwałtowne pasaże (47:30), ale tylko po to, by znów ustąpić miejsca chórowi. Towarzyszące mu dźwięki fletów, harf, skrzypiec powoli zanikają, aż słyszymy tylko głosy (48:22), stopniowo rozpływające się w ciszę.
Suita "Planety" to jeden z pierwszych utworów, w których wykorzystano zakończenie w formie zanikania. Przez czas trwania suity drzwi pokoju za kulisami, w którym znajduje się chór, powinny być otwarte. Gdy nadchodzi zakończenie i ostatni takt, śpiewaczki powtarzają go dopóty, dopóki ich głos nie będzie słyszalny, a drzwi są cicho i powoli zamykane.
Mam nadzieję, że ten opis się spodoba, bo trochę nad nim natrudziłem, zwłaszcza jeśli chodzi o unikanie powtórzeń wyrazowych. :)
Następnym punktem, który mam zamiar opisać są koncerty odbywające się w styczniu 2013 roku.
Pierwszego będzie można słuchać dwa razy - jedenastego i dwunastego stycznia (prawdopodobnie pojawię się na tym drugim), a grane na nim będą Łańcuch I Witolda Lutosławskiego i (co bardziej mnie zainteresowało, choć oczywiście przepadam za Lutosławskim) Des canyons aux étoiles na fortepian, róg, ksylorimbę, dzwonki i orkiestrę Oliviera Messiaena. Niestety, utwór ten jest zbyt długi i skomplikowany, abym mógł go tu opisać. Poza tym nie mam jego partytury ani nawet nie przesłuchałem go jeszcze w całości. Dlatego w tym wypadku polecam przeczytanie mojego artykułu z serii "Mało znani, a warci uwagi" na temat Messiaena, który pojawi się jeszcze przed koncertem. ;)
Drugi styczniowy koncert odbędzie się piętnastego dnia miesiąca. Będzie to koncert kameralny. Zwróciłem na niego uwagę, ponieważ zawiera utwory wyłącznie francuskich kompozytorów (no i Lutosławskiego, jak przystało na koncert odbywający się w Roku Lutosławskiego :) ). Oto lista wykonywanych dzieł:
Witold Lutosławski - Bukoliki na altówkę i wiolonczelę
Jacques Ibert - Dwa interludia na skrzypce, flet i harfę
Marcel Tournier - II Suita na flet, skrzypce, altówkę, wiolonczelę i harfę
Albert Roussel - Serenada na flet, skrzypce, altówkę, wiolonczelę i harfę
Witold Lutosławski - Trzy fragmenty na flet i harfę
Claude Debussy - Sonata na flet, altówkę i harfę
Maurice Ravel - Introdukcja i allegro na kwartet smyczkowy, klarnet, harfę i flet
Szczerze mówiąc, zanim zainteresowałem się przyszłorocznym repertuarem Filharmonii Narodowej, znałem tylko Introdukcję i allegro Ravela. Później przesłuchałem oczywiście wszystkie utwory (z wyjątkiem, zdaje się, Tourniera - nie mogłem nigdzie znaleźć drugiej suity), ale nie zmienia to faktu, że nie znam ich jeszcze na tyle dobrze, aby je opisać. Nie sądzę jednak, aby słuchanie bez pomocy moich wypocin nie było przyjemne samo w sobie. ;)
Trzeci koncert odbędzie się, tak jak pierwszy, dwa razy - osiemnastego i dziewiętnastego stycznia. Rozpocznie go Mi-parti Witolda Lutosławskiego, zaś zakończy się mszą Requiem Gabriela Fauré. Obydwa utwory to rzecz jasna wspaniałe dzieła, ale mnie najbardziej zainteresowało, to znajduje się pomiędzy nimi. :) Jest to mianowicie Koncert fortepianowy D-dur na lewą rękę Maurycego Ravela. Pamiętam, że kiedy słuchałem go po raz pierwszy, niespecjalnie mi się podobał, ale teraz, kiedy mam już za sobą kilkadziesiąt przesłuchań, czuję się zobowiązany do jego analizy. ;) Niestety, nie znalazłem takiego nagrania, które naprawdę pasowałoby mi w każdym aspekcie, ale to poniżej, z Samsonem François i Orchestre National de l'Opera de Monte-Carlo pod batutą Ludwika Fremaux, to najlepsze, jakie znalazłem. Niestety jest w dwóch częściach.
Na początek warto wspomnieć, że Koncert fortepianowy na lewą rękę Ravela nie ma tradycyjnej budowy - teoretycznie jest ona trójdzielna, ale nie ma wyraźnych przerw między częściami. Na dodatek, nie są one charakterystyczne dla cyklu sonatowego - pierwsza i ostatnia są raczej wolne, zaś środkowa jest energiczna i dość szybka.
Koncert zaczyna się bardzo cicho, a na dodatek w niskim rejestrze, co czyni początek prawie niesłyszalnym. Rozpoczynają go mętne dźwięki kontrabasów, dające wrażenie, jakoby orkiestra jeszcze się stroiła. Możemy usłyszeć bardzo charakterystyczne, a jednocześnie rzadko występujące w literaturze solo kontrafagotu (0:12), który wprowadza główny temat całego koncertu. Po kontrafagocie pojawiają się rogi (0:36). Kontrafagot i kontrabasy intonują wznoszącą się melodię (1:11), którą kontynuują po kolei pozostałe instrumenty. Wreszcie wznoszący się motyw nakłada się na drugi temat koncertu, w tej chwili jeszcze słabo słyszalny (1:42). Można też usłyszeć fragment pierwszego tematu (1:55). Po crescendo i jakby urwanym dźwięku orkiestry wchodzi fortepian (2:18). Na początek jego partii składa się energiczna kadencja, która daje popis umiejętności solisty, a odstrasza tych, którzy jeszcze nie są gotowi wykonać tego koncertu. :) Dopiero po niej pojawia się pierwszy temat (3:01), zaprezentowany nam już na samym początku utworu. Pojawia się tu w nieco wzbogaconej odsłonie, razem z wirtuozowskimi wstawkami. Kończy go potężne glissando zasięgiem obejmujące niemalże całą klawiaturę (siedemdziesiąt osiem klawiszy, gdyby ktoś był ciekaw :) ), które prowadzi do tematu w wykonaniu orkiestry (4:55). Dla tego fragmentu charakterystyczne są głośne uderzenia w kotły. Po tym, jak cichną, napięcie wzrasta, aż słychać crescendo z udziałem perkusji i gwałtowna, jakby nieco karykaturalna fanfara trąbek (5:44). Następnie przejmują ją cichsze rogi i stopniowo napięcie opada w dość ciekawym rytmie habanery. :) Dźwięk orkiestry zanika i wchodzi fortepian (6:06), po krótkim wstępie prezentując liryczny drugi temat. Po jego przeprowadzeniu pojawia się solo rogu (7:10) wykorzystujące temat pierwszy. Następnie przejmują je klarnety. Melodię wykorzystują coraz to nowe instrumenty przy nieustających pasażach fortepianu, a napięcie rośnie. Nagle zmienia się charakter (7:57) - fortepian gra inną, spokojniejszą figurę, a smyczki wprowadzają wznoszący się motyw, który przyspiesza, dołączają do niego instrumenty dęte drewniane, aż w końcu przechodzi w część drugą - militarne scherzo-marsz (8:19). Już na samym początku słyszymy charakterystyczne opadające dźwięki trąbek. Następnie wchodzi fortepian - tą właśnie figurą (8:27), a odpowiadają mu klarnety. Po kilka powtórzeniach z pewnymi zmianami pianista prezentuje energiczną melodię (8:46). Potem ten swoisty cykl powtarza się, oczywiście z pewnymi zmianami, ale charakter fragmentu pozostaje taki sam. Melodia fortepianu przenosi się coraz niżej, aż słyszymy niskie tryle, zarówno w partii solowej, jak i w partiach innych instrumentów.
Teraz należy włączyć drugą część nagrania. :) Części nakładają się, więc nic nie tracimy. Tryle fortepianu, a następnie rogów, fletu i klarnetu prowadzą do kontrastującej frazy - flety i harfa grają nieco jakby orientalną melodię z akompaniamentem szybkich pasaży fortepianu i smyczków pizzicato (0:12). W tym nagraniu fragment ten jest zagrany dość wolno - na moim nagraniu jest żywszy i tak chyba brzmi lepiej. ;) Proponuję znaleźć swoją ulubioną interpretację. Wracając do analizy utworu - tuż po tym słyszymy kolejny charakterystyczny i odmienny odcinek - ciche pizzicato altówek i wiolonczeli (0:36) tworzy tło dla jakby jazzującego solo fagotu, przypominającego nam pierwszy temat koncertu. Znienacka pojawiają się wysokie dźwięki fortepianu, grającego energiczną melodię z początku marsza (1:08). Następnie puzon z tłumikiem powtarza pierwszy temat. Dołącza do niego fortepian i dwie frazy nakładają się. Później temat jest grany przez klarnety, róg i obój (1:35), a następnie puzony. Melodię marsza gra flet piccolo. Potem następuje jeszcze inna zmiana - temat wykonują skrzypce, a melodię znów fortepian. Następnie słyszymy punkt kulminacyjny (2:08) - cała orkiestra wykonuje dwa nakładające się na siebie fragmenty melodyczne - smyczki i instrumenty dęte drewniane grają temat koncertu, zaś instrumenty dęte blaszane - motyw marsza. Całości dopełnia perkusja - kotły i trójkąt. Na innych, nowszych nagraniach brzmi to bardziej potężnie. :) Napięcie gwałtownie opada - na tle pizzicato smyczków słyszymy solo fagotu wzorowane na marszowej melodii (2:27). Po wtrąceniu opadającego motywu przez fortepian solo przejmuje róg. Znów pojawia się opadający motyw, występujący na przemian w partii solowej oraz partiach innych instrumentów. Znienacka słychać znów orientalną melodię, tym razem graną przez klarnety, z akompaniamentem fortepianu (2:45). Muzyka zaczyna przyspieszać, aż w końcu zatrzymuje się i pianista gra wznoszącą się figurę (3:05), która prowadzi do trzeciej części koncertu, zaczynającej się potężnym glissandem (3:18). Wolna melodia grana jest przez niemal wszystkie instrumenty, a wtórują jej puzony, tuba, fortepian oraz perkusja. Napięcie wzrasta i orkiestra gra coraz głośniej, aż rozładowuje się przy donośnym dźwięku instrumentów dętych blaszanych i perkusji połączonym z chaotycznymi, opadającymi figurami instrumentów dętych drewnianych i smyczków (4:06). Prowadzą one do najtrudniejszego dla solisty fragmentu, w którym prezentuje on swoje umiejętności, czyli kadencji (4:25). Pojawiają się w niej tematy utworu - na początku pierwszy, następnie drugi, potem wariacje na temat pierwszego. W końcu wchodzi orkiestra - gra ona nałożone na siebie obydwa tematy koncertu (8:20), wznoszące się aż do cody (8:50) - instrumenty dęte grają "fanfaropodobny" motyw na tle pasaży fortepianu. Marsz powraca jeszcze na chwilę (8:58), aby ostatecznie zakończyć utwór.
Wreszcie na koniec ostatni koncert, który odbędzie się dziesiątego kwietnia. Występować będzie European Union Youth Orchestra, zaś na podium dyrygenta stanie Włodzimierz Aszkenazy. :) Wykonywanymi utworami będą Wariacje symfoniczne Witolda Lutosławskiego, Valses nobles et sentimentales Maurycego Ravela, Suita z baletu Łanie (Les biches) Franciszka Poulenca oraz Muzyka do baletu Święto wiosny Igora Strawińskiego. Moją uwagę na ten koncert zwróciły drugi oraz ostatni utwór, ale wyłącznie Walce... Ravela znam wystarczająco dobrze, aby je opisać. Nie zrobię jednak tego tak dokładnie, jak to miało miejsce w wypadku Planet czy Koncertu fortepianowego, gdyż walce to miniatury, których nie tak się tak przeanalizować. Utwór ten w oryginale był napisany na fortepian, a dopiero później zorkiestrowany do użycia w balecie Adélaïde, ou le langage des fleurs. Posłużmy się tym całkiem dobrym nagraniem Philharmonia Slavonica pod batutą Henry'ego Adolpha:
5. V Saturn, Zwiastun Starości - to podobno ulubiona część kompozytora i najbardziej przypominająca jego późniejszy styl. Rozpoczyna się ona od tajemniczych, kołyszących akordów fletów i harp (27:50). Na ich tle możemy usłyszeć niską melodię graną na kontrabasach (28:01), do których później dołączają pozostałe smyczki. Pojawia się też krótkie solo oboju (28:51), powtórzone następnie przez wiolonczele. Mamy też okazję poznać brzmienie oboju basowego (29:08). Po krótkim solo i akordzie w partiach rogów słyszymy ciche pizzicato wiolonczeli i kontrabasów. Jest ono tłem dla marszowej, żałobnej melodii granej przez trzy puzony (29:41). Dołączają do niej trąbki, a następnie rogi, smyczki i instrumenty dęte drewniane. Po tym marsz zmienia nieco charakter - grupa fletów z akompaniamentem harf, bardzo cichych kotłów i kontrabasów wprowadza motyw (30:58), do którego dołączają następnie inne instrumenty - smyczki wzmacniają tło, a melodię najpierw instrumenty dęte drewniane, a później blaszane. Muzyka staje się coraz głośniejsza, aż słyszymy niespodziewane uderzenia w dzwony rurowe, symbolizujące upływ czasu (32:32). Marsz powraca tylko na chwilę, aby zaraz ustąpić miejsca frenetycznym akordom i dzwonom, na których tle możemy usłyszeć melodię w niskim rejestrze - tę samą, którą mieliśmy okazję usłyszeć na początku części (32:50). Motyw z melodii powtarza się, gdy tempo maleje, a napięcie spada. Dzwony cichną i słyszymy tajemnicze dźwięki flażoletów na harfie (33:46). Znów prezentowana jest znana nam już linia melodyczna - najpierw na kontrabasach, później na instrumentach dętych drewnianych, na końcu zaś na smyczkach z towarzyszeniem pedałowych dźwięków organów. Można też dosłyszeć ciche, spokojne odgłosy dzwonów rurowych. Na sam koniec słyszymy ją w wysokim rejestrze przy akompaniamencie fletów i harf.
6. VI Uran, Magik - ta część zaczyna się krótkim motywem zaprezentowanym przez trąbki i puzony (36:32). Po nich powtarzają go tuby i słyszymy charakterystyczne uderzenia w kotły. Następnie pojawia się groteskowa figura fagotów (36:51), do których dołączają pozostałe instrumenty dęte drewniane, potem smyczki, aż wreszcie instrumenty dęte blaszane. Na tle trąbek i głośnego dźwięku talerzy można usłyszeć ksylofon (37:10). Groteskowa figura przeplata się z początkowym motywem. Potem muzyka staje się lżejsza, jakby żartobliwa (37:31). Pojawiają się sola instrumentów o podwójnych stroikach. Następnie pojawia się ciężka melodia grana na rogach i smyczkach (37:57), do których później dołączają instrumenty dęte drewniane i trąbki. Słychać też energiczne werble na tamburynie. Perkusja w tym utworze nadaje charakter specyficzny dla wschodnich magów. Po punkcie kulminacyjnym opada napięcie i powtarza się motyw znany nam z początku (38:34). Znów pojawia się groteskowa figura grana na fagotach, na której tle słyszymy gwałtownie opadające pasaże fletów i klarnetu (38:52). Po tym zaś powraca motyw w takiej samej instrumentacji, jak na początku utworu, który tym razem prowadzi do marsza z wyrazistymi dźwiękami kotłów. Nową, marszową melodię wprowadzają tuby (39:12). W tej sekcji możemy usłyszeć reminescencje poprzednio usłyszanych fragmentów, uderzenia w kotły z introdukcji, tamburyn, opadające pasaże instrumentów dętych drewnianych. Napięcie wzrasta aż do melodii dołącza większość instrumentów, w tym w koloryzujący ją ksylofon (40:11). W końcu zaś następuje punkt kulminacyjny (40:41) - w niektórych nagraniach możemy wyraźnie usłyszeć (w tym niestety mniej wyraźnie) potężne glissando grane na organowym pleno! Po nim następuje krótka, cicha sekcja - na tle trzymanych dźwięków smyczków pojawiają się dźwięki harf. Wkrótce powraca jednak figura fagotów (41:20) i początkowy motyw. Utwór kończą potężne akordy, które stopniowo nikną. Możemy jeszcze dosłyszeć zaczerpnięte z wolnej sekcji ciche dźwięki harp (42:03).
7. VII Neptun, Mistyk - to jedna z moich ulubionych części, bardzo tajemnicza i pasująca do tak odległej planety, jaką jest Neptun. Rozpoczyna się melodią graną na fletach (42:15). W tle słychać tremolo na harfie. Wkrótce jako tło dołączają skrzypce i altówki (43:10). Możemy usłyszeć też akordy czelesty. Melodia przekształca się w pasaże grane przez wszystkie instrumenty dęte drewniane. Następnie figury są grane przez smyczki i harfy na tle trąbek i puzonów (43:45). Instrumenty dęte drewniane grają ciche akordy na tle dźwięków smyczków, harp, czelesty i cichego werbla na talerzu, a później na kotłach (43:58). Skomplikowane figuracje kończą się (45:40) i słyszymy wznoszące się dźwięki, najpierw w partii wiolonczeli, następnie instrumentów o podwójnych stroikach. Po tym następuje najbardziej magiczny moment w suicie - wchodzi chór żeński (45:58); znajduje się on poza sceną, za kulisami, więc jego dźwięki wydają się odległe i ściszone. Na ich tle pojawiają się waltornie i melodia klarnetu, a później skrzypiec i fletów. Wznoszące się dźwięki tym razem słychać w chórze (46:40) na tle spokojnych fletów i flażoletów harf. Znów na chwilę powracają gwałtowne pasaże (47:30), ale tylko po to, by znów ustąpić miejsca chórowi. Towarzyszące mu dźwięki fletów, harf, skrzypiec powoli zanikają, aż słyszymy tylko głosy (48:22), stopniowo rozpływające się w ciszę.
Suita "Planety" to jeden z pierwszych utworów, w których wykorzystano zakończenie w formie zanikania. Przez czas trwania suity drzwi pokoju za kulisami, w którym znajduje się chór, powinny być otwarte. Gdy nadchodzi zakończenie i ostatni takt, śpiewaczki powtarzają go dopóty, dopóki ich głos nie będzie słyszalny, a drzwi są cicho i powoli zamykane.
Mam nadzieję, że ten opis się spodoba, bo trochę nad nim natrudziłem, zwłaszcza jeśli chodzi o unikanie powtórzeń wyrazowych. :)
Następnym punktem, który mam zamiar opisać są koncerty odbywające się w styczniu 2013 roku.
Pierwszego będzie można słuchać dwa razy - jedenastego i dwunastego stycznia (prawdopodobnie pojawię się na tym drugim), a grane na nim będą Łańcuch I Witolda Lutosławskiego i (co bardziej mnie zainteresowało, choć oczywiście przepadam za Lutosławskim) Des canyons aux étoiles na fortepian, róg, ksylorimbę, dzwonki i orkiestrę Oliviera Messiaena. Niestety, utwór ten jest zbyt długi i skomplikowany, abym mógł go tu opisać. Poza tym nie mam jego partytury ani nawet nie przesłuchałem go jeszcze w całości. Dlatego w tym wypadku polecam przeczytanie mojego artykułu z serii "Mało znani, a warci uwagi" na temat Messiaena, który pojawi się jeszcze przed koncertem. ;)
Drugi styczniowy koncert odbędzie się piętnastego dnia miesiąca. Będzie to koncert kameralny. Zwróciłem na niego uwagę, ponieważ zawiera utwory wyłącznie francuskich kompozytorów (no i Lutosławskiego, jak przystało na koncert odbywający się w Roku Lutosławskiego :) ). Oto lista wykonywanych dzieł:
Witold Lutosławski - Bukoliki na altówkę i wiolonczelę
Jacques Ibert - Dwa interludia na skrzypce, flet i harfę
Marcel Tournier - II Suita na flet, skrzypce, altówkę, wiolonczelę i harfę
Albert Roussel - Serenada na flet, skrzypce, altówkę, wiolonczelę i harfę
Witold Lutosławski - Trzy fragmenty na flet i harfę
Claude Debussy - Sonata na flet, altówkę i harfę
Maurice Ravel - Introdukcja i allegro na kwartet smyczkowy, klarnet, harfę i flet
Szczerze mówiąc, zanim zainteresowałem się przyszłorocznym repertuarem Filharmonii Narodowej, znałem tylko Introdukcję i allegro Ravela. Później przesłuchałem oczywiście wszystkie utwory (z wyjątkiem, zdaje się, Tourniera - nie mogłem nigdzie znaleźć drugiej suity), ale nie zmienia to faktu, że nie znam ich jeszcze na tyle dobrze, aby je opisać. Nie sądzę jednak, aby słuchanie bez pomocy moich wypocin nie było przyjemne samo w sobie. ;)
Trzeci koncert odbędzie się, tak jak pierwszy, dwa razy - osiemnastego i dziewiętnastego stycznia. Rozpocznie go Mi-parti Witolda Lutosławskiego, zaś zakończy się mszą Requiem Gabriela Fauré. Obydwa utwory to rzecz jasna wspaniałe dzieła, ale mnie najbardziej zainteresowało, to znajduje się pomiędzy nimi. :) Jest to mianowicie Koncert fortepianowy D-dur na lewą rękę Maurycego Ravela. Pamiętam, że kiedy słuchałem go po raz pierwszy, niespecjalnie mi się podobał, ale teraz, kiedy mam już za sobą kilkadziesiąt przesłuchań, czuję się zobowiązany do jego analizy. ;) Niestety, nie znalazłem takiego nagrania, które naprawdę pasowałoby mi w każdym aspekcie, ale to poniżej, z Samsonem François i Orchestre National de l'Opera de Monte-Carlo pod batutą Ludwika Fremaux, to najlepsze, jakie znalazłem. Niestety jest w dwóch częściach.
Koncert zaczyna się bardzo cicho, a na dodatek w niskim rejestrze, co czyni początek prawie niesłyszalnym. Rozpoczynają go mętne dźwięki kontrabasów, dające wrażenie, jakoby orkiestra jeszcze się stroiła. Możemy usłyszeć bardzo charakterystyczne, a jednocześnie rzadko występujące w literaturze solo kontrafagotu (0:12), który wprowadza główny temat całego koncertu. Po kontrafagocie pojawiają się rogi (0:36). Kontrafagot i kontrabasy intonują wznoszącą się melodię (1:11), którą kontynuują po kolei pozostałe instrumenty. Wreszcie wznoszący się motyw nakłada się na drugi temat koncertu, w tej chwili jeszcze słabo słyszalny (1:42). Można też usłyszeć fragment pierwszego tematu (1:55). Po crescendo i jakby urwanym dźwięku orkiestry wchodzi fortepian (2:18). Na początek jego partii składa się energiczna kadencja, która daje popis umiejętności solisty, a odstrasza tych, którzy jeszcze nie są gotowi wykonać tego koncertu. :) Dopiero po niej pojawia się pierwszy temat (3:01), zaprezentowany nam już na samym początku utworu. Pojawia się tu w nieco wzbogaconej odsłonie, razem z wirtuozowskimi wstawkami. Kończy go potężne glissando zasięgiem obejmujące niemalże całą klawiaturę (siedemdziesiąt osiem klawiszy, gdyby ktoś był ciekaw :) ), które prowadzi do tematu w wykonaniu orkiestry (4:55). Dla tego fragmentu charakterystyczne są głośne uderzenia w kotły. Po tym, jak cichną, napięcie wzrasta, aż słychać crescendo z udziałem perkusji i gwałtowna, jakby nieco karykaturalna fanfara trąbek (5:44). Następnie przejmują ją cichsze rogi i stopniowo napięcie opada w dość ciekawym rytmie habanery. :) Dźwięk orkiestry zanika i wchodzi fortepian (6:06), po krótkim wstępie prezentując liryczny drugi temat. Po jego przeprowadzeniu pojawia się solo rogu (7:10) wykorzystujące temat pierwszy. Następnie przejmują je klarnety. Melodię wykorzystują coraz to nowe instrumenty przy nieustających pasażach fortepianu, a napięcie rośnie. Nagle zmienia się charakter (7:57) - fortepian gra inną, spokojniejszą figurę, a smyczki wprowadzają wznoszący się motyw, który przyspiesza, dołączają do niego instrumenty dęte drewniane, aż w końcu przechodzi w część drugą - militarne scherzo-marsz (8:19). Już na samym początku słyszymy charakterystyczne opadające dźwięki trąbek. Następnie wchodzi fortepian - tą właśnie figurą (8:27), a odpowiadają mu klarnety. Po kilka powtórzeniach z pewnymi zmianami pianista prezentuje energiczną melodię (8:46). Potem ten swoisty cykl powtarza się, oczywiście z pewnymi zmianami, ale charakter fragmentu pozostaje taki sam. Melodia fortepianu przenosi się coraz niżej, aż słyszymy niskie tryle, zarówno w partii solowej, jak i w partiach innych instrumentów.
Teraz należy włączyć drugą część nagrania. :) Części nakładają się, więc nic nie tracimy. Tryle fortepianu, a następnie rogów, fletu i klarnetu prowadzą do kontrastującej frazy - flety i harfa grają nieco jakby orientalną melodię z akompaniamentem szybkich pasaży fortepianu i smyczków pizzicato (0:12). W tym nagraniu fragment ten jest zagrany dość wolno - na moim nagraniu jest żywszy i tak chyba brzmi lepiej. ;) Proponuję znaleźć swoją ulubioną interpretację. Wracając do analizy utworu - tuż po tym słyszymy kolejny charakterystyczny i odmienny odcinek - ciche pizzicato altówek i wiolonczeli (0:36) tworzy tło dla jakby jazzującego solo fagotu, przypominającego nam pierwszy temat koncertu. Znienacka pojawiają się wysokie dźwięki fortepianu, grającego energiczną melodię z początku marsza (1:08). Następnie puzon z tłumikiem powtarza pierwszy temat. Dołącza do niego fortepian i dwie frazy nakładają się. Później temat jest grany przez klarnety, róg i obój (1:35), a następnie puzony. Melodię marsza gra flet piccolo. Potem następuje jeszcze inna zmiana - temat wykonują skrzypce, a melodię znów fortepian. Następnie słyszymy punkt kulminacyjny (2:08) - cała orkiestra wykonuje dwa nakładające się na siebie fragmenty melodyczne - smyczki i instrumenty dęte drewniane grają temat koncertu, zaś instrumenty dęte blaszane - motyw marsza. Całości dopełnia perkusja - kotły i trójkąt. Na innych, nowszych nagraniach brzmi to bardziej potężnie. :) Napięcie gwałtownie opada - na tle pizzicato smyczków słyszymy solo fagotu wzorowane na marszowej melodii (2:27). Po wtrąceniu opadającego motywu przez fortepian solo przejmuje róg. Znów pojawia się opadający motyw, występujący na przemian w partii solowej oraz partiach innych instrumentów. Znienacka słychać znów orientalną melodię, tym razem graną przez klarnety, z akompaniamentem fortepianu (2:45). Muzyka zaczyna przyspieszać, aż w końcu zatrzymuje się i pianista gra wznoszącą się figurę (3:05), która prowadzi do trzeciej części koncertu, zaczynającej się potężnym glissandem (3:18). Wolna melodia grana jest przez niemal wszystkie instrumenty, a wtórują jej puzony, tuba, fortepian oraz perkusja. Napięcie wzrasta i orkiestra gra coraz głośniej, aż rozładowuje się przy donośnym dźwięku instrumentów dętych blaszanych i perkusji połączonym z chaotycznymi, opadającymi figurami instrumentów dętych drewnianych i smyczków (4:06). Prowadzą one do najtrudniejszego dla solisty fragmentu, w którym prezentuje on swoje umiejętności, czyli kadencji (4:25). Pojawiają się w niej tematy utworu - na początku pierwszy, następnie drugi, potem wariacje na temat pierwszego. W końcu wchodzi orkiestra - gra ona nałożone na siebie obydwa tematy koncertu (8:20), wznoszące się aż do cody (8:50) - instrumenty dęte grają "fanfaropodobny" motyw na tle pasaży fortepianu. Marsz powraca jeszcze na chwilę (8:58), aby ostatecznie zakończyć utwór.
Wreszcie na koniec ostatni koncert, który odbędzie się dziesiątego kwietnia. Występować będzie European Union Youth Orchestra, zaś na podium dyrygenta stanie Włodzimierz Aszkenazy. :) Wykonywanymi utworami będą Wariacje symfoniczne Witolda Lutosławskiego, Valses nobles et sentimentales Maurycego Ravela, Suita z baletu Łanie (Les biches) Franciszka Poulenca oraz Muzyka do baletu Święto wiosny Igora Strawińskiego. Moją uwagę na ten koncert zwróciły drugi oraz ostatni utwór, ale wyłącznie Walce... Ravela znam wystarczająco dobrze, aby je opisać. Nie zrobię jednak tego tak dokładnie, jak to miało miejsce w wypadku Planet czy Koncertu fortepianowego, gdyż walce to miniatury, których nie tak się tak przeanalizować. Utwór ten w oryginale był napisany na fortepian, a dopiero później zorkiestrowany do użycia w balecie Adélaïde, ou le langage des fleurs. Posłużmy się tym całkiem dobrym nagraniem Philharmonia Slavonica pod batutą Henry'ego Adolpha:
Oto pierwszy walc - Modéré, czyli w tempie umiarkowanym. Dysonansowe, modernistyczne harmonie (np. na początku) przeplatają się w nim z banalnymi melodiami, jakby wyjętymi z dzieł Straussa (nie, żebym miał coś przeciwko Straussowi ;) ). Nadaje to miniaturze charakter nieco karykaturalny, przerysowany, ale równocześnie dobry jako introdukcja. Ważna w tym walcu jest perkusja, a zwłaszcza tamburyn - przypomina o tanecznym charakterze utworu. Przypomina on trochę inne dzieło Ravela inspirowane walcem - La valse.
To walc numer dwa - Assez lent (dość wolno). Charakter tego utworu jest znacznie inny, niż poprzedniego, tajemniczy i spokojny. Mamy w nim dysonansowe akordy i modernistyczne brzmienia, a także melodie w stylu Gymnopédies Satiego. Jako, że ta miniatura jest cicha, wyraźnie słychać dźwięki harf, pełniące ważną rolę w niektórych fragmentach.
Ostatni z walców - Epilogue: lent - ma charakter spokojny, refleksyjny. Przypomina nieco drugą część suity. Ważną rolę w tej powolnej miniaturze pełnią harfa oraz czelesta. Możemy też co chwilę usłyszeć cytaty z poprzednich walców. Poważny motyw z początku tej części ciągle się powtarza, aż na tle smyczków następują końcowe dźwięki.
Mam nadzieję, że ten wpis wynagrodzi długie nań czekanie. :) Następny będzie już, jak mi się wydaje, o zwykłej dla blogu tematyce.
Pozdrawiam, Dr
PS Powyższe analizy nie były czynione w zbyt sprzyjających warunkach, więc proszę zwrócić mi uwagę na ewentualne błędy. :)
To trzy następne walce, grane bez przerw. Pierwszy z nich - Modéré - jest prosty, pogodny i ma jakby ludowy charakter. Wyraźnie zaznaczony jest rytm. Często pojawiają się w nim sola instrumentów dętych drewnianych - oboju, rożku angielskiego i klarnetu. Kolejny utwór - Assez animé, rozpoczynający się w pierwszej minucie i trzydziestej pierwszej sekundzie powyższego nagrania, znów wykorzystuje straussopodobne motywy. Ciekawie wykorzystano ciche uderzenia talerzy. Ten walc jest żartobliwy i jakby nieco ostentacyjny. Trzeci w tym nagraniu - Presque lent (2:46) - ma charakter spokojny, powiedziałbym: nieformalny, lekceważący. Kończy się humorystycznym uderzeniem w trójkąt (i zarazem dobrym przykładem, jak należy go używać - oszczędnie ;) ).
Tutaj mamy dwa kolejne utwory - pierwszy z walców - Assez vif - jest utrzymany w nietypowym metrum 3/2 przeplatanym z 6/4. W charakterze jest wytworny, ale jakby ociężały, na końcu pierwszej frazy lekko zwalnia. Jest to najkrótsza z miniatur - w zależności od interpretacji trwa ok. 40-50 sekund. Po niej zaczyna się Moins vif - najbardziej skomplikowany z walców, w którym znajduje się też punkt kulminacyjny całej suity. W wersji fortepianowej jest także najtrudniejszy do wykonania. Zaczyna się powoli, spokojnie, jakby sennie, ale po wstępie słyszymy dość żywą, wdzięczną melodię. Po chwili przechodzi ona w bardziej energiczny, wznoszący się, elegancki motyw, a on prowadzi do głośnego punktu kulminacyjnego z udziałem perkusji. Po tym fragmencie następuje cicha sekcja w szybkim tempie, nieco chaotyczna, ale w końcu uporządkowująca się i przechodząca w początkowy walc. Po nim znów następuje energiczny motyw i walc kończy się tanecznym tutti.
Ostatni z walców - Epilogue: lent - ma charakter spokojny, refleksyjny. Przypomina nieco drugą część suity. Ważną rolę w tej powolnej miniaturze pełnią harfa oraz czelesta. Możemy też co chwilę usłyszeć cytaty z poprzednich walców. Poważny motyw z początku tej części ciągle się powtarza, aż na tle smyczków następują końcowe dźwięki.
Mam nadzieję, że ten wpis wynagrodzi długie nań czekanie. :) Następny będzie już, jak mi się wydaje, o zwykłej dla blogu tematyce.
Pozdrawiam, Dr
PS Powyższe analizy nie były czynione w zbyt sprzyjających warunkach, więc proszę zwrócić mi uwagę na ewentualne błędy. :)
Widzę, że sezon ciekawie się zapowiada. Dodam, że "Planety" Holsta były ilustracją muzyczną do filmu "The Right Staff" o amerykańskim programie kosmicznym "Merkury".
OdpowiedzUsuńPozdr,
wojvv
Akurat "Planety" Holsta były używane w wielu filmach, m.in. dlatego są dość znane. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Dr