Mam nadzieję, że nie będzie jakąś niedogodnością trzeci z rzędu wpis o tematyce muzycznej. :) Tych, którzy nie są ich fanami, pocieszam - następny będzie już artykuł o strojach. Natomiast miłośnikom muzyki zaprezentuję dziś kolejnego ciekawego kompozytora, pierwszego takiego rodzaju w niniejszym cyklu - współczesnego (żyjącego), a na dodatek zza naszej wschodniej granicy.
Nie pamiętam już, skąd właściwie dowiedziałem się na temat tego kompozytora - możliwe, że poprzez stronę internetową Piano Society (link), która udostępnia nagrania utworów fortepianowych w wykonaniu pianistów-amatorów. Tak czy inaczej, kompozytorem tym, jednym z moich ulubionych z kręgu muzyki współczesnej, a także uważanym za największego z żyjących kompozytorów, jest Nikołaj Kapustin.
Kapustin, urodzony w 1937 roku (kilka miesięcy po śmierci Gershwina, ale jeszcze za życia Ravela) pochodzi z Ukrainy. Pomimo takiej bliskości geograficznej, jest praktycznie nieznany w Polsce.
Styl Kapustina jest bardzo charakterystyczny i z łatwością można go wyróżnić spośród stylów pozostałych kompozytorów XX i XXI wieku. Łączy on wirtuozowską technikę typową dla kompozytorów rosyjskich, takich jak Rachmaninow czy Metner, z idiomem jazzowym. Czyni to jego muzykę bardzo przystępną na tle pozostałej muzyki tworzonej w tym samym okresie. Kapustina można by było nazwać więc dzisiejszym Gershwinem, choć oczywiście nie sposób ich pomylić - pamiętajmy o tym, że istnieją także różne gatunki jazzu, popularne w różnym czasie. :)
Pierwszym utworem, który wprowadził mnie w twórczość Kapustina była jego Sonatina op. 100:
Jest ona dość nietypowa ze względu na swoją jednoczęściową budowę (chyba, że za część wolną zaliczamy jednotaktową sekcję Andante w 2:25, co chyba było z resztą humorystyczną intencją kompozytora :) ). Mamy tu do czynienia z owym połączeniem stylów klasycznego i jazzowego - słyszymy głównie muzykę z idiomu jazzu, lecz wprawne ucho z łatwością zwróci uwagę na bardzo charakterystyczne, można by powiedzieć haydnowskie, motywy, stosowane w sonatach klasycystycznych, zwłaszcza Haydna.
Warto także spostrzec, że jest to utwór jubileuszowy - setne opus. Kapustin nie skomponował na tę okazję długiego, skomplikowanego ani trudnego do wykonania arcydzieła, lecz tę właśnie krótką i prostą miniaturę, przystępną do grania nie tylko dla wirtuozów (niestety, w przeciwieństwie do znakomitej większości jego twórczości).
Innym utworem z grona moich ulubionych jest Big Band Sounds, op. 46:
W tym utworze Kapustin naśladuje improwizacyjny styl niektórych czołowych pianistów jazzowych - w szczególności przywodzi na myśl Oscara Petersona, którego kompozytor podaje za inspirację ogółu twórczości.
Poniżej inny utwór na fortepian solo, który polecam: Etiuda op. 40 nr 7 - Intermezzo:
Kapustin napisał sporo muzyki kameralnej, ale jeszcze nie zająłem się jej odkrywaniem. ;)
Część jego twórczości stanowi muzyka orkiestrowa. (Tę orkiestrę należy jednak czasem wziąć w cudzysłów, bo często jest ona po prostu big bandem.) Ma ona mniej pierwiastków klasycznych, niektóre jednak są zachowane. Proszę także zwrócić uwagę, że część zespołu stanowi fortepian (lub też jest solistą). Poniżej dwa przykłady - Toccata, op. 8:
Oraz II Koncert fortepianowy:
Innym ciekawym utworem na fortepian i orkiestrę jest Koncert fortepianowy nr 4:
Z początku można by wywnioskować, że koncert ten zawiera jeszcze mniej elementów muzyki klasycznej niż poprzedni, który tu umieściłem; tymczasem mnie wydaje się odwrotnie - bo wybitnie nieklasycznym pierwszym temacie pojawia się temat drugi, wolniejszy, który przywodzi mi nieco na myśl drugą część koncertu fortepianowego Gershwina.
Na koniec moglibyśmy się zastanowić nad kontrowersyjną sprawą - dlaczego uznajemy, że tacy kompozytorzy jak Gershwin czy właśnie Kapustin to kompozytorzy i wykonawcy muzyki klasycznej, a nie jazzu.
Po pierwsze - nie możemy tak powiedzieć, jeśli chcemy się wyrazić szczegółowo i dogłębnie. Gershwin skomponował bardzo wiele piosenek popularnych, a Kapustin grywał w zespołach jazzowych, szczególnie z Orkiestrą Olega Lundstrema. Dlatego przyjmijmy, że jeśli mówimy o owych muzykach w kategoriach muzyki klasycznej, bierzemy pod uwagę tylko ich utwory i wykonania klasyczne.
Po drugie - argumentem przemawiającym za faktem, że kompozytorzy, o których mowa, to kompozytorzy klasyczni, jest forma ich utworów. Pisali oni oczywiście utwory o budowie swobodnej, spora ich część jednak ma nazwy nawiązujące do tradycji muzyki i sugerujące treść: preludia, rapsodie, fantazje, wariacje. Pojawiały się także jednak takie dzieła, których forma jest bardziej rygorystyczna: Gershwin napisał m.in. koncert fortepianowy (w którym pojawia się forma sonatowa oraz cykl sonatowy) oraz fugę (pojawia się ona w suicie Catfish Row). Kapustin jest autorem wielu kompozycji o formalnej budowie: koncertów, sonat, a nawet cyklu preludiów i fug, porównywanego z cyklami Bacha czy Szostakowicza:
Po trzecie - właściwie więc jedynymi (choć, oczywiście, bardzo ważnymi) elementami dzieł Gershwina czy Kapustina, które są zaczerpnięte z jazzu, są harmonia i rytmika. Pamiętajmy jednak, że także kompozytorzy, którzy raczej są generalnie zaliczani do klasycznych bez kontrowersji, byli zainspirowani tym gatunkiem muzyki. Idąc za ciosem, musielibyśmy zaliczyć do jazzu takie utwory, jak koncerty fortepianowe i druga część sonaty skrzypcowej Ravela, kilka utworów Debussy'ego, Milhauda, itp.
Po czwarte - kluczowym elementem jazzu jest improwizacja. Mówiąc krótko, utwory Gershwina i Kapustina są zapisane przy użyciu notacji muzycznej, mają być wykonywane zgodnie z zapisem i nie ma w nich miejsca na improwizację.
Mam nadzieję, że przekazałem dziś informacje na temat kolejnego ciekawego kompozytora, a od następnego wpisu zajmę się z powrotem tematami związanymi ze strojami formalnymi (lub, jak planuję, półformalnymi).
Pozdrawiam, Dr Kilroy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz