Po pewnej przerwie powracamy do tematów muzycznych. :)
Mam zwyczaj przeglądania w Wikipedii artykułu na temat bieżącego dnia miesiąca w poszukiwaniu, czy nie obchodzimy dziś rocznicy urodzin lub śmierci jakiegoś muzyka. W ten sposób zauważyłem, że dziś są sto czternaste urodziny ważnego amerykańskiego kompozytora - George'a Gershwina.
Nie byłem zdecydowany, czy lepiej ten wpis stworzyć na potrzeby cyklu "Mało znani, ale warci uwagi" czy "Mało znane bardziej znanych". W końcu zdecydowałem się na ten drugi, gdyż, jak pokazuje miernik popularności (liczba wyników wyszukiwania Google :) ), Gershwin (7 milionów wyników), choć mniej popularny niż Mozart czy Jan Sebastian Bach (po 17 milionów wyników) jest dość znacznie bardziej popularny od Vaughana Williamsa (2,5 miliona) czy Alaina (1,5 miliona). Tym razem jednak odejdę nieco od formuły, którą przyjąłem w pierwszym wpisie cyklu i zaprezentuję kilka utworów, które powinny być, moim zdaniem, znane szerszej publice.
Biografia Gershwina jest naprawdę barwna i ciekawa, więc, aby samemu nie przedstawić jej niedokładnie, odsyłam do odpowiednich źródeł, gdzie można ją przeczytać w ujęciu holistycznym.
Udało mi się po przystępnej cenie zdobyć płytę (a w zasadzie dwie) z kompletnym zbiorem utworów orkiestrowych Gershwina pod batutą Leonarda Slatkina (przy fortepianie Jeffrey Siegel), więc to nimi się zajmę.
Prawdopodobnie jeśli ktoś słyszał nazwisko Gershwina, zna go jako kompozytora "Błękitnej rapsodii" - "eksperymentu we współczesnej muzyce", dzięki któremu elementy muzyki jazzowej przeniknęły do muzyki poważnej (czego możemy doświadczyć np. w koncertach fortepianowych Ravela czy drugiej części jego sonaty skrzypcowej). Z podobną z pozoru sytuacją mogliśmy spotkać się, gdy mówiłem o "Bolerze" Ravela - w obecnym jednak przypadku trzeba stwierdzić, że, w przeciwieństwie do wyżej wymienionego, "Błękitna rapsodia" daje prawdziwe wyobrażenie o reszcie twórczości jej kompozytora (choć jest to faktycznie jego dość wczesny utwór - późniejsze mają bardziej dopracowaną formę, no i zostały zorkiestrowane przez niego samego).
Mało kto jednak zna kontynuację "rapsodycznego" trendu, kolejne wykorzystanie kontentującego Gershwina gatunku - "Drugiej rapsodii" (ang. Second Rhapsody). Moim zdaniem dorównuje ona swojej poprzedniczce, choć jest o około siedem minut krótsza.
Jest jednak jeden szkopuł - panowie Robert McBride i Frank Campbell-Watson, odpowiedzialni za partytury Gershwina po jego śmierci, zbytnio zagalopowali się w ich edycji i pierwszy z nich zorkiestrował utwór od podstaw. Jego dzieło nie jest wcale złe, więc nie demonizowałbym zbytnio tej wersji, pamiętajmy jednak, że nie jest to dokładnie to, co Gershwin miał na myśli. Oto i ona:
Pomyślałem, że nie będę opisywał dokładnie utworów z powodu sporej ich liczby, ale gdyby ktoś sobie życzył, to dałoby się zrobić. ;)
Pianista Michael Tilson Thomas jest zwolennikiem muzycznej rekonstrukcji muzyki Gershwina (choć zazwyczaj takich terminów używa się odnośnie do muzyki dawnej :) ), dlatego więc odnalazł oryginalną partyturę "Drugiej rapsodii" i na jej podstawie nagrał poniższą wersję, mniej lub bardziej potwierdzającą zamysły kompozytora.
"Druga rapsodia" posiada mniej motywów i z racji tego jest krótsza, ma jednak podobną budowę do "Błękitnej rapsodii" (a także większości pozostałych dzieł Gershwina): pierwsza sekcja szybka, druga liryczna, zaś trzecia znów szybka. W całości występuje dialog między orkiestrą a fortepianem, grającymi zarówno osobno, jak i razem.
Innym bardzo ciekawym utworem na fortepian i orkiestrę autorstwa Gershwina są Wariacje na temat "I got rhythm" - popularnej piosenki, również napisanej przez kompozytora.
Utwór zaczyna wprowadzenie melodii, następnie prezentowane są cztery wariacje. Pierwsza z nich jest jakby atonalna - fortepian gra chromatyczne figury, zaś orkiestra zapewnia linię melodyczną oraz harmonię. Druga wariacja ma formę lirycznego walca. Przechodzi ona w wariację orientalną - charakter tworzy użycie skali pentatonicznej, ozdobniki ksylofonu oraz fortepianu, a także ciekawe użycie perkusji i smyczków. Następnie przychodzi czas na wariację czwartą - ma ona charakter jazzowy. Partię są tak skomponowane, ażeby symulować improwizację. Po wszystkich wariacjach następuje energiczne, dobitne zakończenie, podobne charakterem do wstępu, ale wykorzystujące zasłyszane już motywy.
Uważam, że tym utworem Gershwin dał świetny przykład wariacji charakterystycznych, a na dodatek doskonale je zorkiestrował.
Następnym utworem, który chciałbym zaprezentować, jest "Uwertura kubańska". Bardziej znana jest jej wersja bez fortepianu, jednak pierwszą, którą ja odkryłem, jest poniższa, różniąca się dość znacznie.
Na początku myślałem, że to wersja bez fortepianu jest oryginalna, a o tę z fortepianem można by posądzić panów McBride'a i Campbella-Watsona. Z informacji, które ostatnio zdobyłem, wynika jednak, że oryginalny manuskrypt zawierał partię fortepianową, a więc to ona jest pierwotnym zamysłem Gershwina - nic dziwnego, że bardziej mi się ona podobała. :)
Mam nadzieję, że w ten sposób zachęciłem czytelników do przyjrzenia się twórczości Gershwina w całości, choć przyznaję - "Błękitna rapsodia" nadal pozostaje w gronie moich ulubionych utworów. :)
Pozdrawiam, Dr Kilroy